Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1427
BLOG

Wycinka drzew - między ekologią a wolnością

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

       Działo się to w czasach światłego panowania rządu PO-PSL, daleko od Warszawy, tam, gdzie ktoś z mojej rodziny ma domek z działką i kawałkiem lasu. Gospodyni domu darzy las wielkim szacunkiem, nie dewastuje go ani nie wycina, zbiera jedynie grzyby, jagody i inne płody leśne i wyrabia z nich bardzo zdrowe i pożyteczne rzeczy dla siebie, rodziny i przyjaciół. Tak więc jej kawałek lasu miał się zawsze całkiem dobrze. Tak samo gospodyni posesji dbała zawsze o działkę przydomową – tutaj oczywiście sprawa wygląda nieco inaczej niż z lasem. Na takiej działce trzeba regularnie kosić trawę a że wszystko przy lesie, to i trzeba bez przerwy coś wycinać i przecinać– inaczej taka działka stałaby się dla wszystkich (też dla otoczenia i przechodzących obok ekologów) utrapieniem a dom po prostu by zarósł.

       I tak pewnego dnia gospodyni zakończyła swoje roboty na działce i zabrała się za sprzątanie powycinanych drapaków i samosiejek a tu nagle coś zaryczało, ziemią zakurzyło, trzasnęło i huknęło. Kontrola urzędu, z gminy czy z powiatu – tego już dokładnie nie pamiętam – jak wszyscy podejrzewają po życzliwym donosie jednego z sąsiadów. I awantura – ustawy, paragrafy przepisy, kary. A że gospodyni domu to osoba dość krewka mimo podeszłego wieku i zaprawiona w bojach urzędowych nie zamierzała ani płacić niedorzecznej kary z powodu uporządkowania posesji ani – co gorsze – dawać niekompetentnym i złośliwym urzędnikom w łapę. Dyskusja dotyczyła głównie tego, czy chodzi o drzewa czy właśnie o jakieś drapaki. Gospodyni domu nie dawała sobie w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem wmówić, że wycięte chaszcze i badyle to drzewa, urzędnicy zaś powołując się na przepisy twierdzili z poważnym grymasem, że w świetle ustawy to drzewa. Gdy awantura sięgnęła zenitu, zadzwoniono do nadleśnictwa, które obiecało kogoś przysłać. Sama osobiście nie mam pojęcia jak to się odbywa, gdyż lasy to akurat niekoniecznie moje rewiry – czy to rutynowe, czy leśnicy byli wkurzeni butą urzędników czy też przesądziły siła charakteru i przebicia gospodyni domu. Fakt, że po jakimś czasie wystawania i awanturowania się przed posesją i stosem gałęzi przyjechał samochód z leśnikiem. Leśnik jak zobaczył ten idiotyzm, puknął się w głowę, powiedział urzędnikom, żeby poszli się zająć jakąś sensowną pracą i nie zawracali ludziom głowy. Można rzec – scenka rodzajowa z IIIRP z zeschłymi drapakami, ustawą i urzędniczą wszechwładzą w tle. 

       Co ciekawe, w tym samym czasie, gdy miłościwie panująca władza PO-PSL tak ochoczo ścigała i karała obywateli za wycięcie zeschłych drapaków czy za likwidację drzew ewidentnie przeszkadzających czy nawet zagrażających użytkownikom posesji, ta sama władza wydawała masowo zgodę na wycinanie drzew w miastach. Taki proceder sama obserwowałam na wielu placach starych, zabytkowych miasteczek, które jakieś bęcwały u władzy po prostu zalecały golić na łyso wbrew woli mieszkańców, nawet ich nie pytając ani nie informując. Znikały przy tym – czasami dosłownie z dnia na dzień - wspaniałe stare drzewa a zwało się to bodajże rewitalizacją z funduszy europejskich. Rewitalizacja i wyrąb drzew były najwyraźniej politycznie słuszne, bo ekolodzy i całe lewactwo siedziało wtedy cicho.

       Na początku tego roku większość obywateli – bez względu na poglądy polityczne – przyjęła z ulgą wiadomość, że tego rodzaju idiotyzmom na prywatnych posesjach zostanie położony kres. Trudno powiedzieć, dlaczego i pod czyim wpływem pojawiło się nawoływanie do zmian od niedawna obowiązującego przepisu, podobno grozi jakaś katastrofa z wycinaniem drzew – co jest raczej absurdalne, ponieważ w ustawie chodzi o prywatne działki i wycinkę w celach niekomercyjnych. A drzewa wycinano także masowo i przy poprzedniej, wrogiej obywatelom ustawie ale jakże „ekologicznej”. Przestrzegam przed zbytnim majstrowaniem przy tym niewątpliwym udogodnieniu życia dla obywateli. Większość właścicieli działek budowlanych, domów i ogrodów to nie są żadni szkodnicy ekologiczni – są to ludzie, którzy chcą mieszkać w ładnym i zielonym otoczeniu. I to oni sami najlepiej wiedzą, co im jest na działkach potrzebne a co nie. Władza i państwo powinny się od prywatnych posesji trzymać z daleka a wyjątkiem mogą być jedynie szczególne przypadki – np.zabytkowe osiedla porośnięte starodrzewem.


P.S.1: Dyskutować i komentować można TUTAJ albo TUTAJ .


P.S. 2: W dalszym ciągu nie komentuję i nie odpowiadam przez fb tak więc trollowanie i wylewanie ścieku tutaj nie ma żadnego sensu (chyba że terapeutyczny dla autorów tego bełkotu - w takim razie proponuję z tym jednak do lekarza).


Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości