O Prawie i Sprawidliwości zostało już powiedziane prawie wszystko. Prawie - bo nie do końca. Wiadomo, że w partii od czasu do czasu wybuchają konflikty wewnętrzne - tak jak i we wszystkich innych ugrupowaniach. Wiadomo też, że działają tam politycy mniej i bardziej zdolni - również tak samo, jak i we wszystkich innych organizacjach. Wiadomo ponadto, że PiS jest fatalnie przedstawiany w mediach - zupełnie inaczej niż ma to miejsce w przypadku pozostałych partii. Przyczyny tego są złożone i o fakcie nie należy dyskutować, należy go przyjąć do wiadomości.
Jest jednak jeszcze i inna przyczyna, która powoduje, że "Prawu i Sprawiedliwości" trudno się przebić poza granicę stałego elektoratu oscylującego w okolicach 30% (czasami jest to więcej, czasami mniej): to system wartości i założenia programowe partii, które w opinii wielu wyborców nie pasują do współczesnego, hedonistycznie nastawionego człowieka a w efekcie i społeczeństwa. Należy tu oczywiście odrzucić stereotypy w rodzaju pisowiec = niewykształcony, nieobyty, ze wsi, biedny, itp., bo są one po prostu niedorzeczne, niezgodne z rzeczywistością i wymyślone na użytek kampanii wyborczych. Zamiast tego trzeba się przyjrzeć programowi partii i jej hasłom.
A więc PiS chce Polski silnej i zakorzenionej w tradycji chrześcijańskiej. Ponadto oprócz postulatów gospodarczych czy tych dotyczących funkcjonowania państwa, które oczywiście wysuwają również i wszystkie inne partie, istotnym obszarem działalności PiS jest polityka historyczna. Akcent ten stał się bardzo wyraźny za prezydentury ś.p. Lecha Kaczyńskiego. Polityka historyczna obejmuje jednak nie tylko Stosunek do II Rzeczpospolitej czy do okresu okupacji ale także i sprawy dla pewnej części społeczeństwa tak nieprzyjemne jak np. lustracja czy powiązania obecnych elit z (post)komunistycznymi układami.
Wszystko to razem (odwołania do historii, poparcie ze strony środowisk katolickich, chęć uporządkowania pokomunistycznych "zaszłości") powoduje u sporej części wyborców poczucie niejasnego zagrożenia. I nie chodzi tu wcale o agentów bezpieki, WSI czy byłych sekretarzy PZPR, gdyż ci stanowią grupę dość marginalną a najprawdopodobniej większość z nich i tak głosuje na lewicę. Chodzi o zwykłego, przeciętnego wyborcę, o apolitycznego człowieka XXI wieku, który chce mieć święty spokój od wielkiej polityki, od ministrów, biskupów i ich wszystkich tam z góry. Chodzi o byt apolityczny, którego jedynym marzeniem jest wygodne mieszkanie, nowy samochód, wyjazd w każde wakacje do Tunezji czy Egiptu (teraz pewnie w jakimś innym kierunku) a w każdy weekend siedzenie przy grillu i piwie.
W tym kwestionowaniu negatywnych zjawisk współczesności tkwi siła ale jednocześnie i największy problem PiS-u. Z jednej strony idee i program partii odstraszają bezideowe masy nastawione na hedonizm a z drugiej strony rezygnacja z nich upodobniła by PiS do wszystkich pozostałych ugrupowań, co wiązałoby się z utratą żelaznego elektoratu.
Trzeba jeszcze przyznać, że rozbudzanie strachu a wręcz histerii na tle PiS-u to trwający już wiele lat propagandowy majstersztyk mainstreamowych mediów. Nie wiadomo jak długo będzie jeszcze skuteczny. Wiadomo natomiast, że jego skutki będą - a częściowo już są - opłakane dla wszystkich.
Komentarze
Pokaż komentarze (13)