Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
2070
BLOG

Nic nie wiadomo - czyli o polityce informacyjnej

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 72

        - i jeszcze na dodatek o różnych pogawędkach i rzucaniu ryzykownych bonmotów w przestrzeń publiczną notka będzie. Sondaże są korzystne dla partii rządzącej, to na początek dobra wiadomość. Opozycja sięgnęła już jakiś czas temu dna (albo i zeszła poniżej) i głównie jest zajęta sobą - to oczywiście generalnie dla Polski wiadomość nienajlepsza (bo stanem idealnym byłby dobry rząd i mądra, odpowiedzialna opozycja, która w razie czego mogłaby przejąć władzę nie powodując katastrofy państwa). Partii rządzącej stwarza to jednak spokój i komfort. Generalnie nie dzieje się źle - część obietnic wyborczych już zrealizowana, inne czekają. Medialny wrzask w kraju i poza jego granicami jest irytujący ale nie wpływa w żaden sposób na zmniejszenie znaczenia państwa na arenie międzynarodowej. Wprost przeciwnie - już chyba wszyscy zauważyli, że ani Premier Beata Szydło ani Prezydent Duda nie zadowolą się poklepywaniem i pustymi pochwałami na salonach.

       Mimo ogromnego kontrastu w porównaniu do ostatnich ośmiu lat (a w szczególności do ostatniej kadencji, w której doszło do degeneracji władzy) odczuwalny jest jednak jakiś niedosyt. I nie da się go wytłumaczyć jedynie zbyt wysokimi oczekiwaniami społeczeństwa wobec nowej władzy. Należy powstrzymać się przed niesprawiedliwymi ocenami i oczywiście jeszcze za wcześnie na ostateczne podsumowania, co kto zawalił, nie załatwił, itp. Z drugiej strony gołym okiem widać, które resorty są dobrze prowadzone a które niekoniecznie. Z całą pewnością,wiadomo jednak, że coś dzieje się nie tak w polityce informacyjnej - i nie chodzi tu konkretnie o pracę tego czy innego rzecznika a o coś, co można nazwać "całokształtem" postępowania. Są całe obszary, gdzie coś się dzieje ale nie bardzo wiadomo co, coś ktoś gdzieś mówi, gdzieś pada jakieś słówko czy jakaś deklaracja a po niej znów nic nie wiadomo. Być może, prace trwają, być może są podejmowane bardzo słuszne decyzje tyle, że społeczeństwo nie jest o tym informowane. Żeby nie być gołosłownym oto kilka przykładów.

       Służba zdrowia. Pacjenci czekają na jakąkolwiek poprawę warunków, na usprawnienie administracji, wreszcie nawet na likwidacje NFZ-tów, uważanych przez chyba większość za instytucje niepotrzebne i kosztowne. Niestety nie dzieje się nic poza listą darmowych leków, która dotyczy jedynie niewielkiej części pacjentów. Warunki dla znakomitej większości obywateli nie uległy ani odrobinę poprawie (ciągle to samo - duży stopień degeneracji i bezczelnej korupcji, także jej "zalegalizowanych" form, bezczelne dojenie państwowych ośrodków przez uprzywilejowane grupki, kilkuletnie okresy oczekiwania na konieczne zabiegi/operacje, idiotyzmy w administracji, itp.). Niestety, nie widać też końca tego stanu rzeczy. To znaczy, przepraszam - może się i coś dzieje, może są jakieś plany, o których nikt nic nie wie, może są podejmowane jakieś najsłuszniejsze kroki, które za kilka miesięcy doprowadzą choćby do minimalnej poprawy sytuacji pacjentów. Jeżeli jednak takie są, to i tak nikt o nich nie wie, nikt nie słyszy żadnych konkretnych propozycji i nikt nie ma poczucia, że ktoś pracuje nad poprawą sytuacji, nawet ci, którzy regularnie słuchają wiadomości i przeglądają serwisy informacyjne.

       Oświata. Po niezłym starcie i cofnięciu paranoi nakazującej wszystkim sześciolatkom, jak leci (a więc i słabszym, mniej rozwiniętym, nadaktywnym, itp.), rozpoczęcie nauki szkolnej Pani Minister przeszła do defensywy. Defensywa totalna. Jest nagonka, krzyk, wrzask - wszystko wiadomo, atmosfera okropna. Szkoda, ponieważ Minister Zalewską uważam za osobę pracowitą i kompetentną i jak najbardziej nadającą się na piastowane stanowisko. Tym ważniejszy powinien być spójny, konkretny i konsekwentny przekaz. A takiego brak. W ogóle nie bardzo dokładnie wiadomo - co będzie robione, jak będzie robione. Niepewność wśród rodziców i wśród nauczycieli, także i tych o zdecydowanie proPiSowskich poglądach (akurat kilka dni temu rozmawiałam z dwójką zaprzyjaźnionych nauczycieli i też wypowiadali się w tym tonie). ZNP się drze i rzuca flagi (czy banery - trudno powiedzieć) na stosy śmieci, panuje atmosfera rozgardiaszu kompletnego a obywatel przegląda sobie serwisy informacyjne i coś gdzieś tam jest ale tak do końca nic nie wiadomo. Pozostaje wrażenie, że reforma wcale nie jest marzeniem większości obywateli ale tak czy tak ma być przeprowadzona. Znów nie wiem, czy tak jest faktycznie ale prawie wszyscy, z którymi o tym rozmawiałam (poglądy b.różne) tak to widzą.

       Kultura. Co za piękna działka, nawet nadreprezentacja środowisk lewackich nie jest w stanie tego zmienić. A ile do zrobienia i do nadrobienia! Brakuje dobrych filmów czy seriali, przydałoby się kilka muzeów. Zrobić coś z placówkami kulturalnymi za granicą, bo np. Instytuty Goethego czy Instytuty Cervantesa widać wszędzie a tych polskich generalnie nie widać, nawet jak są. Albo wydawnictwa - słowniki, leksykony, wydawnictwa muzyczne - kompletna katastrofa, co się dzieje (nie twierdzę, że wszystko powinno załatwiać państwo ale jakiś program czy partnerstwo w tym zakresie przydałoby się - większość tego, co teraz wydają prywatne firmy, to gnioty, czlowiek wzdryga się biorąc to do ręki, nawet za komuny wydawali naprawdę dobre i profesjonalne słowniki). Nie mówiąc o tym, że dobrze zrobiłby jakiś powiew energii, jakaś nadzieja, że coś się dzieje, że państwo wreszcie po latach wycofywania się znów zaczyna się o to czy o tamto troszczyć. I znów to samo - nic nie wiadomo. Może i dzieją się w dziedzinie kultury jakieś bardzo ważne rzeczy, może już zaraz nastąpi erupcja dobrych produkcji filmowych, zostaną wybudowane muzea, na półkach księgarnianych pojawią się różne piękne i wartościowe wydania promowane przez państwo a polskie placówki kulturalne za granicą zostaną odkurzone i zaczną działalność z prawdziwego zdarzenia (a przede wszystkim jakąś autopromocję). Wszystko może być tyle, że znów o tym nic nie wiadomo. Jedyne, co wiadomo i co pozostaje póki co w pamięci to awantura o porno we wrocławskim teatrzyku i kasa wydana na niezdarzone logo obchodów stulecia niepodległości (a czy nie można tego było swoją drogą załatwić bez wielkiej kasy np.rozpisując konkurs wśród młodzieży uzdolnionej plastycznie? Bo to w wykonaniu profesjonalnej firmy jakby przypominało etykietkę do butelki ketchupu). 

       Gospodarka i finanse. Choć czy to tak właściwie w ogóle jeszcze finanse? (bo przy okazji finansów to raczej jakieś cyfry, obliczenia, tabelki a nie słówka rzucane z gracją na wiatr). Bonmot z lepiej czy więcej zarabiającymi bez kwoty wolnej od podatku jest w każdym razie cudowny - słownictwo fachowe, fachowe postawienie sprawy - nie ma co, za to pięknie rozprzestrzenia się po eterze i równie pięknie powoduje zdziwienie i zaniepokojenie wśród podatników. Kto to w ogóle jest ten "lepiej zarabiający"? Kto jest "lepiej zarabiający" dla rządu a kto jest "lepiej zarabiający" w odczuciu społecznym? Albo "lepiej zarabiający" w Warszawie czy "lepiej zarabiający" na podkarpackiej wsi. W każdym razie nie wiadomo, o co chodzi konkretnie - co, ile, komu i od ile, za to poruszenie w społeczeństwie niemałe. Każdy, kto nie klepie biedy i kto zarabia choćby normalnie czy trochę lepiej zaczyna się już zastanawiać, czy teraz i jemu czegoś nie capną. Po prostu szczere gratulacje. Zresztą, jak i w poprzednich przypadkach i tu nic nie wiadomo - może są jakieś konkretne plany, cyfry, obliczenia od jakiej kwoty kto ma ile płacić i od jakiej kwoty co komu zlikwidują tyle, że tych obliczeń nikt jeszcze nie widział. Za to bonmot Pana Ministra słyszeli wszyscy, krąży w najlepsze po Polsce i ma się świetnie.

       To tylko wybrane przykłady, można by ich podać jeszcze więcej ale nie ma nawet potrzeby. Już wystarczy, jest ich - niestety - i tak stanowczo zbyt wiele. A dla kontrastu - każdy może sobie przypomnieć czy poczytać/obejrzeć, jak był przygotowany program 500+. Była informacja, były regularne konferencje prasowe, wszyscy wiedzieli co, jak i kiedy, pracownicy Minister Rafalskiej i Pani Premier organizowali konferencje prasowe odpowiednio często i nie trzeba było się domyślać, co kto miał na myśli. Oczywiście było wycie ale ono było, jest i będzie. I nie ono jest najgroźniejsze.

 

P.S. Informacja dla manipulatorów wszelkiego koloru (a więc z prawa, z lewa i wszelkich innych): 1) Nie jestem "rzekomym wyborcą" PiSu czy nie "podaję się za wyborcę PiSu" - wspierałam tę partię w kampanii wyborczej i głosowałam na nią faktycznie i dziś zrobiłabym to samo. Jak kto ma wątpliwości, to zapraszam do notek z tego okresu a bredni nie będę tolerować. Jeżeli ktoś będzie o mnie pisał per "rzekomy wyborca PiSu" będę czuła się upoważniona określać takie osoby jako np."rzekomy katolik" albo "podający się za katolika".

2) Jeżeli ktoś uważa, że krytyka konkretnych posunięć czy działań przez skromnego blogera powoduje jakąś wielką szkodę a krytykujący takie posunięcia są szkodnikami  - to trudno, jego problem. Osobiście uważam, że większym szkodnictwem jest tkwienie w błędzie i w głupocie tudzież przyklaskiwanie wszystkiemu, co niemądre i źle robione.

3) Trolle, zadymiarze, wykorzystujący notkę do swoich własnych celów, reklam itp. oraz komentujący mądrze inaczej będą wypraszani.

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka