Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
2362
BLOG

Nadwyrężone nerwy Warszawiaków

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Rozmaitości Obserwuj notkę 61

       Stolica przeżywa gorący okres - dosłownie i w przenośni. Właściwie każdy, kto żyw i jakoś mógł, próbował w ostatnich dniach wyjechać z miasta. Niestety, u mnie wszystko wyszło wprost przeciwnie i - zamiast wyjechać - musiałam prawie codziennie dostawać się do ścisłego centrum. Zwykle udaję się tam tylko wtedy, gdy naprawdę muszę. 

       Najpierw szczyt NATO, czyli metropolia pilnowana jak nigdy. Na trasie z lotniska do miasta co rusz patrole policyjne, policja na wiaduktach i na przystankach. Wieczorem funkcjonariusze z latarkami dokonują oględzin przydrożnych krzewów i zarośli, ku niemałemu zdziwieniu oczekujących na autobus. Do tego przejeżdżające co chwilę kolumny samochodów, wstrzymany ruch i tworzące się w związku z tym korki. Podobnie i w innych dzielnicach wokół Centrum, im bliżej do Śródmieścia oczywiście tym ciężej gdziekolwiek się dostać czy wydostać. Na Nowym Świecie i na Krakowskim Przedmieściu policjanci co kilka kroków, nic nie jeździ, wszystko trzeba przemierzać na piechotę. Generalnie jak na imprezę tej rangi nie było źle ale przy całym zrozumieniu dla sprawy dominowało uczucie ulgi po zakończeniu szczytu.

       Dwa dni przerwy do wczoraj i kolejna gorączka w Centrum. "Sajgon, normalnie Sajgon, co się tu dzieje! Wszystko stoi!" - krzyczy do komórki młody mężczyzna idący szybkim krokiem Alejami Jerozolimskimi. "Szczyt NATO to było nic w porównaniu do tego, co tu się dzieje teraz!" - konkuduje nie całkiem bez racji. O tamtym przynajmniej wszyscy byli dobrze poinformowani, Tour de Pologne jakoś umknął uwagi wielu Warszawiaków a może po prostu ludzie myśleli, że jakoś tam będzie. Nie było za bardzo "jakoś", nagle Aleje Jerozolimskie stanęły i w kilka minut zrobił się gigantyczny korek, Tłum ze stojących tramwajów i autobusów ruszył na piechotę, dla mne trzy przystanki do przejścia na wysokich obcasach i w spódnicy okazały się też stanowczo gorsze niż cały szczyt NATO, który przeżyłam całkiem dobrze i wygodnie w adidasach i ubraniu sportowym. Jakby Tour de Pologne i nieco chaotycznego zamykania ulic i skrzyżowań było mało, to jeszcze w Al.Jerozolimskich zdarzył się wypadek, który też swoje dołożył. No i do tego rozkopane szyny tramwajowe na wielu arteriach miasta. 

       Gdy wszyscy mieli jż nadzieję, że sprawy się ułożą i wrócą do normy, to dziś rano stolicę obudziły wiadomości o kataklizmach pogodowych w części dzielnic. Popodmywane drogi, zalane tunele i piwnice, nieczynne stacje metra (z powodu zalania). A mnie osobiście dobił po tych wszystkich przejściach plakat na przystanku informujący, że władze miasta przygotowują tysiąc pięćset ileś tam nowych wiat. Nowe wiaty na przystanki, kiedy większość starych jest całkiem dobra (nie mówię o uszkodzonych, bo te powinno się naprawić). I tak sobie teraz liczę - choć nie wiem, ile taka wiata kosztuje ale pewnie nie mniej niż ze 20 tys.zł., może ktoś wie to dokładniej. Czyli załóżmy, 20 tys. razy 1500 ileś tam - wychodzi całkiem okrągła sumka. Na wiaty, które chyba nikomu nie są potrzebne, no może producentowi. Od przystanku z wiatami przebijam się znów do Śródmieścia zagęszczonego wieżowcami i nerwowymi, pędzącymi gdzieś ludźmi.

       Póki co dobrze, że wakacje i za kilka dni żegnam się z miastem na dłużej.

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości