Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1262
BLOG

Niespokojny świat i życzenia wielkanocne

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 26

       Miał być dłuższy tekst o zamachach w Brukseli i reakcji europejskich polityków. Czy ma jednak sens pisanie o tym, kiedy wszystko jest brutalnie jasne i zostało już dokładnie opowiedziane i opisane?  Właściwie wszyscy wszystko wiedzą - społeczeństwa zachodnie wiedzą, że znajdują się w tej wojnie na przegranej pozycji nawet, gdy poprawność polityczna sporej części nakazuje jeszcze powtarzać uładzone formułki. Rządzący na Zachodzie wiedzą, że doszli do ściany ale głośno tego nikt nie wymówi, bo władza wszystkim miła a konsekwencją przyznania się do totalnej porażki musiałaby być rezygnacja. Islamiści wiedzą natomiast (tak jak i różne "strony trzecie" - Putin na przykład), że mają do czynienia z przeciwnikiem infantylnym, zdezorganizowanym i praktycznie niezdolnym do obrony. Smutne to wszystko ale głębsze refleksje zostawmy na inny raz.

       Opiszę więc teraz jedynie pewien epizod czyli moją ostatnią podróż na - patrząc od Warszawy - dość daleki Zachód. Niby banalna sprawa, trzeba z jakiegoś powodu gdzieś tam jechać. Traf jednak chciał, że wyruszyłam w dniu zamachów w Brukseli - też przypadkiem, bo miałam właściwie jechać dzień wcześniej. Wyjazd rano ale nie przesadnie, o przyzwoitej godzinie. Ujechawszy kawałek stwierdzam, że nie mam moich dwóch ulubionych kompaktów - Brella i Długosza. Reszta żelaznego zestawu na dłuższe podróże jest ale Długosz... I Brell... Wcięło gdzieś - przepakowywałam wszystko przed ostatnim przeglądem i akurat te dwie płyty nie trafiły już do schowka. W tym momencie nie wiem jeszcze, że tego dnia nasłucham się dosyć koszmarów z ojczyzny Brella a i samej muzyki pomiędzy dramatycznymi dniesieniami. Początkowo nie dzieje się nic ciekawego - przełączam radio z kanału na kanał, bo albo leci jakieś durnowate wycie albo takież same wiadomości. Ich główna treść - czy i kiedy w Brukseli zajmą się "sytuacją w Polsce", "demokracją w Warszawie" i tym podobne. Bez przerwy produkuje się Schetyna i rozkoszuje się wizją Brukseli roztrząsającej swój najważniejszy problem - czyli prawa człowieka w Polsce.  Wkurzona zaklęłam - czy oni tam naprawdę nie mają ważniejszych problemów na głowie?! Wyłączyłam to kretyństwo i puszczałam sobie po kolei inne pozycje z mojego żelaznego zestawu podróżnego - Czerwone Gitary, Grechutę, Skaldów.

      I tak mniej więcej do miejsca - podróżujący od czasu do czasu A2 zapewne je dobrze znają - gdzie po prawej stronie wyłania się na skarpie prześliczny kościółek otynkowany na biało i bardzo jasno ... hmmm... - turkusowo czy seledynowo. Gdy go mijam zawsze świeci słońce i zawsze obiecuję sobie, że go w końcu zwiedzę. Oczywiście znów nie mam czasu i śpieszę się. A ponieważ dochodzi pełna godzina włączam wiadomości i słyszę - na razie - o "niepokojących zdarzeniach i eksplozjach w Brukseli", prowadzący audycję sami jeszcze nie wiedzą, co się stało. Dokładniej dowiaduję się o wszystkim na następnej stacji benzynowej. Natychmiast łapię za telefon, bo akurat ktoś z mojej najbliższej rodziny przebywa niedaleko Brukseli, ktoś inny lata akurat z przesiadkami po Europie. Ufff - z rodziną wszystko w porządku, z koszmarem w Belgii zupełnie nie w porządku. Koszmar zresztą spodziewany i w jakiś sposób oczekiwany. Nawet wiele rozmów ze znajomymi kończyło się ostatnio stwierdzieniem, że "coś wisi w powietrzu".

       Jadę dalej - programy radiowe zupełnie zmieniają nastrój i tematykę, nikt już nie bredzi o "sytuacji w Polsce". Po tragedii - jak to zwyke bywa - przywraca się jakiś właściwy porządek rzeczy. Gdy robi się naprawdę groźnie, nikt nie ma głowy na bzdury - zwykle zresztą tylko na chwilę, potem sprawy wracają do oszalałej normy. Kolejne doniesienia i dyskusje. Nawet niezłe - dużo rozmów o zagrożeniach terroryzmem, o sytuacji w zachodnich metropoliach o radykalnych odłamach islamu. Dojeżdżam do granicy polsko-niemieckiej - żadnego patrolu, żadnych kontroli, kto chce wjedzie i wyjedzie, z czym chce pewnie też (wprawdzie to nie jest obecnie szczególnie newralgiczny kierunek ale jakiś patrol w takim dniu zrobiłby jednak dobre wrażenie - nie musiałby wszystkich kontrolować, Broń Boże, ale przynajmniej dawać do zrozumienia, że wszystko jest pilnowane i jednak odstraszać potencjalnych złoczyńców).

       Ale granica to nic w porównaniu z tym, czego dowiaduję się po odsłuchaniu głównych niemieckich kanałów informacyjnych. A z nich dowiaduję się - było około godziny pierwszej - drugiej - że nie ma żadnych dowodów wskazujących na podłoże islamistyczne. Gdzieniegdzie pobrzmiewa stwierdzenie, że nie należy tego łączyć z obecną falą migracji. Znów wnerwiona włączam moją prywatną muzykę a na przystankach telefonuję z rodziną. Jadę sobie więc dalej i dalej, potem przerzucam się na stacje francuskie i belgijskie, wszystko wydaje się coraz bardziej koszmarne. Pomiędzy wiadomościami rozbrzmiewa gdzieś "Le pays plat" Brella. Zakończenie dnia jest powszechnie znane - wzrosła poważnie liczba zabitych i rannych, pojawiły się ponadto wiadomości o zagrożeniu elektrowni atomowych i emocjonalne, dziwne  reakcje na zdarzenia. W pierwszym momencie po tragedii jest to normalne, niestety jeżeli po pewnym czasie nie pojawią się reakcje rozumne ze strony przywódców i polityków, normalne to już nie jest. I w tym stanie Unia Europejska tkwi po dziś dzień - to wszystko razem budzi strach i niepewność, tym bardziej, że ze wszystkich stron straszą wiadomości o dalszych, planowanych zamachach. Kwestia tylko kiedy i gdzie. Trzeba się w każdym razie przestawić - nie ma już spokojnego świata, pokój się skończył a groza dotarła do Europy.

 

Wszystkim Czytelnikom, Komentatorom i Odwiedzającym bloga życzę w tych burzliwych czasach spokojnych i błogosławionych Świąt Wielkanocnych.

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka