Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
4651
BLOG

Małe machlojki małych cwaniaczków

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 182

 

       A wszystko w wielkim pałacu. Sprawy dotyczą zawłaszczenia mienia, niegospodarności, w kilku przypadkach zapewne wykroczeń przeciwko przepisom finansowym. To wszystko nie daje dobrego świadectwa byłemu kierownictwu Pałacu. Chodzi tu w dodatku o bardzo przyziemne konkrety i wszelkie tłumaczenia, że spawy były przejmowane w warunkach tragedii, że "zawsze tak było" albo że były szef kancelarii Prezydenta RP po prostu beztrosko nie wie, bo był w jednej z nieruchomości  "chyba w 2010 czy w 2011 roku" są po prostu idiotyczne. Jak ktoś czymś zarządza i bierze za to niemałe pieniądze, to i odpowiada za to - i koniec.

       Najbardziej przygnębia jednak w tej sprawie, oczywiście oprócz karygodnych - nazwijmy to na początek łagodnie - zaniedbań - także i styl tych nieprawidłowości. Jednak przekręty czy zawłaszczenia w sferach wyższych człowiek wyobraża sobie zupełnie inaczej, jakoś mniej beznadziejnie. Przypominają się wtedy różne kryminały z okresu belle epoque czy choćby z dwudziestolecia - złodzieje wcale nie przypominający złodziei a raczej wykwintnych panów z towarzystwa wykradający z sejfów wyrafinowanymi sposobami brylantowe kolie czy wybitnie inteligentni kombinatorzy przechytrzający największe banki czy nawet potężne imperia. Wszystko w dodatku powiązane z najsprawniejszymi wywiadami, w tle piękne kobiety, drogocenne kosztowności, koronowane głowy i bractwa tajemne.

       Za komuny też działo się na dworach aparatczyków w zakresie zawłaszczeń i nadużyć kilka dość ciekawych spraw, choć generalnie socjalistyczni dygnitarze byli gatunkiem prostackich buraków. Gdy komuna zaczynała się walić byłam nastolatką i mechanizmy tego wszystkiego oczywiście nie interesowały mnie specjalnie. Pamiętam jednak, jak pewnego pięknego dnia wybuchła straszliwa afera z luksusowym życiem ówczesnego prezesa Radiokomitetu, Szczepański chyba się gość nazywał, której nawet oficjalne media nie mogły (czy z jakichś względów nie chciały) załgać. Czego tam nie było! Jakieś apartamenty, luksusowe wille i jachty, jakieś miliony i przepływające na lewo dolary (co samo w sobie brzmiało wtedy jak miliony), podróże przez cały świat. Do tego imprezy, na których obficie lały się szampany i koniaki a i luksusowych prostytutek i wszelkich innych rozrywek ponoć nie brakowało - tak przynajmniej wieść niosła.

       I pamiętam jeszcze inną plotkę dotyczącą nadużyć na najwyższych szczeblach władzy - podobno pani Stasia Gierkowa, żona ówczesnego I sekretarza KC PZPR latała raz czy dwa razy w tygodniu samolotem do Paryża, do fryzjera. Panie z mojej rodziny i przyjaciółki Mamy czy Babci - w większości kobiety dość eleganckie - dziwiły się wtedy strasznie, że po takie coś na głowie trzeba latać aż do Paryża (dla młodszych roczników przypomnę - pani Stasia nosiła na głowie coś w rodzaju utapirowanego i polakierowanego "ptasiego gniazda" pokaźnych rozmiarów w kolorze jasny, jakby jajecznicowaty, blond; panie normalne nosiły wtedy fryzury zdecydowanie prostsze i bardziej naturalne). Złodziejstwo koszmarne kwitło podczas gdy w tym samym czasie normalni mieszkańcy PRLu żyli w warunkach dość biednych. Elita natomiast zachowywała się niczym nowobogaccy dyktatorzy z bananowych republik.

       W Pałacu Prezydenckim epoki Bronisława Komorowskiego próżno szukać jakichś wielkich i interesujących spraw. Tu mieliśmy do czynienia z małymi machlojkami małych kombinatorów.   Gdzieś  poznikały jakieś ekspresy do kawy, gdzieś sokowirówki. Tu ktoś chciał opylić obraz, tam gdzieś wcięło jakieś krzesła czy biurka. O ile znów dobrze pamiętam, to za komuny mówiło się, że takimi rzeczami zajmowali się głównie nieuczciwi magazynierzy. Tam coś podkradli, gdzie indziej coś sprzedali na lewo albo znów tak pokombinowali, że na papierze było a w magazynie nie było - albo odwrotnie, gdy zaszła taka potrzeba. I klawo im się z tego żyło, ponoć byli za komuny kastą bardzo dobrze prosperującą. Na poziomie mentalnym to małe móżdżki walczące o swoje małe interesiki kuchenno-łazienkowe.

        Zadziwiające jest tylko, że tym małym móżdżkom ze skłonnościami do małego kombinowania udało się utrzymać przez kilka lat społeczeństwo w posłuszeństwie i że potrafili ludziom wmówić, że mają się tym wszystkim nie interesować. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że z tymi małymi cwaniaczkami uważającymi się za prawdziwą "elitę" mają ponoć sympatyzować wszyscy ludzie dobrze wykształceni, z dużych miast, zamożni i kulturalni. Ludzie kultury, sztuki i nauki, znający języki obce i obyci w świecie (wg rozlicznych sondaży i GW).

 

P.S. Bardzo dobrze, że nowa ekipa przeprowadziła taką inwentaryzację - to podstawowy obowiązek urzędnika przejmującego czy zdającego jakąś działkę. Żadne wycie, że "nie ma takiego zwyczaju" nic nie pomoże, jeżeli takiego zwyczaju nie ma, to bardzo źle i trzeba go czym prędzej wprowadzić. Odpowiedzialność materialna czy finansowa to konkretna sprawa i tu nie ma żartów - można sobie nieźle wyobrazić, co nasi "obrońcy demokracji" mogliby zrobić z Prezydentem Dudą i jego urzędnikami bez odpowiedniego zabezpieczenia dokumentów - po prostu obciążyliby go wszystkimi przekrętami. To więcej niż pewne, skoro najbardziej żarliwi "obrońcy demokracji"  próbowali mu już kilkakrotnie zarzucać przekręty, których w ogóle nie było. W kontaktach z "obrońcami demokracji" nie należy mieć złudzeń.

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka