Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
629
BLOG

Sądny dzień na A2 czyli próbka sytuacji kryzysowej

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Gospodarka Obserwuj notkę 17

       Nie wiadomo oczywiście dokładnie, jak będzie wyglądał dzień sądu ostatecznego - i całe szczęście zresztą, nie ma co na zapas zamartwiać się straszliwymi wytworami wyobraźni. W wielu przekazach czy obrazach ma on jednak wyglądać dość podobnie do dnia, w któym doświadczyłam wątpliwej przyjemności podróży po A2. A że kataklizmy, klęski i wszelkie plagi to w ostatnich dniach temat na czasie, warto zastanowić się, na ile w ogóle jesteśmy przygotowani do ich przetrwania w jako takiej formie no i na ile gotowa do przetrwania i jako takiego funkcjonowania jest nasza infrastruktura.

       Wyjazd. Nieco za późno na długą trasę - trzeba przemierzyć A2 od wysokości Słubic do Warszawy- a zapowiadane są deszcze i burze. Tak wyszło, nie dało się inaczej, w każdym razie w południe warunki są w miarę w porządku, później mają się zmienić. Benzyna zatankowana do pełna - na szczęście, bo zwykle tankuję na stacji Orlenu gdzieś przed Świebodzinem. Na szczęście jest też termos z ciepłą herbatą i kanapki, co też nie jest dziś oczywistością. Człowiek przywyka do zdobyczy cywilizacji a nie jest to w końcu podróż po bezdrożach Patagonii czy czymś podobnym tylko po centrum Europy. Z kawą czy herbatą po drodze nie ma problemu, tym razem jednak pełny bak z benzyną i termos z herbatą okaże się później ratunkiem.

       Na niebie zaczyna się coś psuć. Trochę popadało, słychać kilka grzmotów ale nic strasznego. Jak to przy deszczu - ciśnienie spada, ogarnia znużenie więc postanawiam podjechać na stację i napić się kawy (w Orlenie kawa jest nawet całkiem przyzwoita). Wjeżdżam - a właściwie próbuję wjechać, bo nie bardzo się daje. Jakiś nieprawdopodobny tłum, pełno samochodów, część ludzi siedzi w środku, część stoi na zewnątrz. Aura jest dziwna - pochmurno ale chyba ponad 30st. więc daje w kość - małe dzieciaki drą się na cały głos, starsi ludzie dosłownie słaniają się i prawie omdlewają. Nie sposób gdziekolwiek podjechać, o miejscu parkingowym nie ma mowy więc czym prędzej uciekam z tego ponurego miejsca.

       Jadę dalej, na następnej stacji benzynowej podobnie, w końcu udaje mi się znaleźć miejsce na małym parkingu. Zaczyna kropić więc chowam się z kanapką i termosem pod jakieś zadaszenie.

- To nic Pani nie widziała? Dostaliśmy się w trąbę powietrzną, cała autostrada stała. Potem jeszcze do tego było gradobicie, ludziom poniszczyło samochody. Wszystko stało a kto mógł, uciekał na stację benzynową. - No tak, wszystko jasne, pewnie uciekali i na tę, na której w błogiej niewiedzy chciałam się napić porządnej kawy. Uff - miałam szczęście, trąby powietrzne i inne plagi, widać, nie były mi pisane. Jadę dalej i w tęsknocie za mocną kawą wjeżdżam na kolejną, niewielką stację benzynową. Ta dla odmiany prawie pusta, restauracja i sklep zamknięte na cztery spusty. Na świecie coraz ciemniej, pada coraz mocniej, kilka osób plącze się bez sensu i jakoś beznadziejnie po stacji. Rozmawiam z jednym z kierowców - jest zrozpaczony, bo jedzie na rezerwie a nie ma gdzie zatankować, żadna stacja nie działa z powodu totalnej awarii prądu, inni - jak się okazuje - podobnie. Na kolejnej stacji to samo - wszystko zamknięte, siedzi tylko smętnie ochroniarz i mówi, że nic nie działa, w okolicach Konina powyrywało drzewa i mają być nawet ofiary śmiertelne.

       Zaczynają walić pioruny, już nie tylko w oddali ale i na mojej trasie, zrywa się koszmarna wichura. Byle jak najszybciej do Warszawy albo do jakiegokolwiek miejsca, gdzie można zjechać i przenocować - zaniepokojona ruszam dalej i zatrzymuję się przed "Poborem opłat". Długi korek. Bardzo długi, czekam chyba z godzinę. I dziwię się bardzo, że prąd na stacjach nie działa ale przy poborze opłat jakoś działa (bo tam też wszystko na prąd). Trudno powiedzieć, czy akurat fragment sieci zasilający wyciąganie pieniędzy od obywateli "przypadkiem" wyszedł z kataklizmu całkiem nieuszkodzony, czy pazerny "Pobór opłat" pomyślał przezornie o jakimś agregatorze - nie wiem, wiem że na stacjach też chyba coś takiego powinno być, przynajmniej na niektórych. Jednocześnie ogarnia mnie coraz większa złość - w pewnym momencie dosłownie zaczynam się modlić i myślę, że to będzie prawdziwy cud, jak przy tej wichurze i trzaskających piorunach nie zwali się na któryś z pojazdów czekających przed "Poborem opłat" słup elektryczny, skoro drzewa wyrywało z korzeniami. W sytuacji zagrożenia powinni po prostu zrezygnować ze zdzierania pieniędzy, przepuścić ludzi i nie narażać na niebezpieczeństwo. Tym bardziej, że opłaty za przejazd nie są małe i w końcu są one za coś, czego owego sądnego dnia A2 zupełnie nie zapewniała. A tymczasem czekać trzeba dalej, korek posuwa się ale powoli. Na kolejnym parkingu przy stacji benzynowej tłok jak wszędzie a to tego wyczerpały się moje zapasy kanapek i herbaty. Sklep jednak otwarty, postanawiam więc - nie wiedząc, jak długo będzie trwać ta infernalna podróż - kupić cokolwiek zjadliwego, weglowodanowego najlepiej, jako zabezpieczenie na wypadek wyczerpania.

- Nie można nic kupić, bo system bez prądu nie działa. - usłyszałam głos zza niedziałającej kasy, aż dziwne, że jeszcze w ogóle ludzki a nie jakiś elektronicczny czy inny "głos systemu". No tak, teraz bez systemu nikt nie może sprzedać ani batonika ani butelki soku, bo zaksięgować ołówkiem na papierze już się nie da - to kolejna plaga po anomaliach klimatycznych. Kto wie zresztą, która z tych plag doprowadzi nas prędzej do upadku.  - Ale za Łodzią stacja jest podobno otwarta - pocieszył mnie na odchodne głos zza kasy "wypadniętej" z systemu.

      Pod Strykowem znów korek ale jakoś wyjechałam. Faktycznie - za Łodzią stacja najwyraźniej działa, bo kolejka aż na autostradzie i znów tworzy się korek. Znów stanie i czekanie. W końcu udało się z niego wyjechać i decyduję się jak najszybciej dotrzeć do Warszawy - benzyny starczy, woda jest, burze zaczęły ustawać więc jakoś przeżyję. Tylko - czy tak powinno się dziać na nowej autostradzie w środku Europy? Paraliż kompletny przy burzy i silnych opadach, jedyne co działa to "Pobór opłat". Do tego zarząd autostrady zupełnie nieprzygotowany do sytuacji kryzysowej, w ogóle nie bierze ani sytuacji ani podróżujących na poważnie. To doświadczenie sprzed ponad miesiąca. Dziś zmagamy się z czymś zupełnie innym - panuje straszliwa susza i nie ma widoków na poprawę. I tak przypominam sobie, że ponad dwadzieścia lat temu, jeszcze jako studentka, uczestniczyłam w pewnym "projekcie" rolnym (wtedy to się tak jeszcze nie nazywało ale dziś, jak wiemy, całe życie jest "płodżektem"). I mądrzy, przewidujący naukowcy z uczelni rolniczych już wtedy z niepokojem mówili o zjawisku postępującego stepowienia klimatu w Polsce i o konieczności przestawienia upraw na zupełnie inne warunki klimatyczne. Patrząc na obecną sytuację nie wygląda na to, aby z tych ostrzeżeń wyciągnięto jakiekolwiek wnioski. A nam najwyraźniej pozostaje jedynie zastanawiać się, która z tych plag nas wykończy.

 

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka