Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
2792
BLOG

Prezydent Duda ma rację czyli o kulturze

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 58

       Reakcja Ministerstwa Kultury na orędzie Prezydenta Andrzeja Dudy nastąpiła niespodziewanie szybko, natychmiastowo można wręcz powiedzieć. Tempo zupełnie niezwykłe jak na państwową i ociężałą biurokrację, od której czasem trudno doczekać się jakiejkolwiek reakcji całymi miesiącami czy nawet latami. Można byłoby powiedzieć, że bardzo dobrze, dalej tak - jeżeli energiczny i pracowity Prezydent mobilizuje aparat do szybkiej i wydajnej pracy należy się tylko cieszyć. Niestety nie jest to wszystko aż takim powodem do radości a szybka reakcja na orędzie jest zapewne albo gwałtowną próbą obrony i przykrycia własnych niedociągnięć albo gorzej - wpisuje się w walkę, którą rząd, usłużne media i rządząca partia wypowiedziały nowemu Prezydentowi RP od samego początku jego urzędowania a właściwie jeszcze na długo przed jego rozpoczęciem.

       Co się takiego stało w dniu zaprzysiężenia nowego Prezydenta RP, co spowodowało tak sprawną reakcję Ministerstwa? Nic szczególnego, Andrzej Duda stwierdził w orędziu rzecz dość oczywistą - przynajmniej dla każdego, kto choć trochę zna tzw.Polskę powiatową i wystawia od czasu do czasu nosa poza doinwestowane, nieliczne metropolie. Podenerwowanie w Ministerstwie Kultury musiało być wielkie, gdyż natychmiast przyszła odpowiedż. Wszystko nieprawda, nic z tego się nie zgadza, instytucje nie znikają, Ministerstwo tyle robi, środki na kulurę płyną i inne. Pismo poparte oczywiście pięknymi danymi - ile to powstało domów kultury, muzeów i innych placówek kulturalnych. Niestety - Prezydent Duda ma rację i nie pomoże żadne czarowanie ani zaklinanie rzeczywistości, nie pomogą też żadne dane nawet, gdy są najpiękniejsze i najprawdziwsze. Bo rzeczywistość to nie statystyka a ta wygląda dokładnie tak, jak zostało to przedstawione w orędziu. Instytucje znikają (chóry, orkiestry, domy kultury, placówki za granicą) czy też są redukowane. Zniknięciu części z nich udało się zapobiec poprzez protesty a część tych fizycznie jeszcze "nieznikniętych" jest jak najbardziej zagrożona zwinięciem - Ministerstwo Kultury nie powinno tego upiększać a zamiast tego zacząć działać. Tak samo jak sytuacja większości artystów jest zła, wyjąwszy grupę wziętych i "zaprzyjaźnionych" celebrytów.

       Zacznijmy więc od Warszawy. A więc w mojej dzielnicy powstał piękny dom kultury, prowadzący pożyteczną działalność - tego nikt nie neguje. Tyle, że dzielnica jest dość zamożna, ma sporo środków a placówka powstała mniej więcej 10 lat temu i trudno ją uznać za sukces obecnej władzy, niezależnie od poglądów politycznych. I tu widać podstawowy problem placówek kulturalnych - jeżeli gmina jest zamożna, jest jako tako, jeżeli gmina jest biedna robi się tragicznie. I dlatego los instytucji o znaczeniu ogólnospołecznym czy ogólnopaństwowym absolutnie nie powinien być pozostawiany lokalnym władzom, jak ma to miejsce obecnie a patronat nad nimi powinno przejąć państwo. Inaczej instytucjom tym grozi po prostu zniknięcie i to nie tylko w biednych gminach. Takie przykady mieliśmy też w Warszawie - "gminie" skądinąd zamożnej. Zagrożona była Operetka Warszawska (przeżyła z trudem w odmienionej formie) i Warszawska Opera Kameralna, wokół której odbywały się nieprawdopodobne przepychanki. Instytucje te dało się doraźnie uratować - nie wiadomo jednak, na jak długo. Nie wiadomo, czy z przepychanek pod zarządem kolejnych marszałków województwa i kolejnych dyrektorów cało wyjdzie zespół pieśni i tańca "Mazowsze". Nie trzeba dalej się rozwodzić, że tego rodzaju awantury szkodzą poziomowi instytucji i obniżają ich rangę. Ponadto do końca nie jest pewne, na ile są one wstępem do ich zniszczenia i w efekcie zniknięcia. Nie tak dawno temu miałam okazję rozmawiać z młodymi muzykami ze świetnej orkiestry, mającej już na koncie kilka sukcesów na Zachodzie - opowiadali dokładnie to, co wynika z orędzia Prezydenta - problemy finansowe artystów, brak nawet miejsca do prób i wieczne zagrożenie bytu orkiestry - gdy tak dalej pójdzie po prostu zniknie. Trolli ostrzegam, że to nie żadni PiSowcy, prawicowcy, itp. a po prostu dobrzy muzycy, któzy mogliby być jedną z wizytówek polskiej kultury a zamiast tego są pozbawieni godziwych warunków.

       Zostawmy więc Warszawę i przenieśmy się w Świętokrzyskie, gdzie w ostatnim czasie miałam szczęście dość często bywać i które w porównaniu do niektórych innych zakątków Polski i tak rozwinęło się w ostatnich latach całkiem dobrze. Owszem, tutaj też powstały ciekawe placówki kulturalne czy kulturalno-edukacyjne. Są takie nowe obiekty jak Europejskie Centru Bajki w Pacanowie czy Muzeum Żeromskiego w Ciekotach, bardzo dobrze. Ale przyjrzyjmy się do tego dwóm innym obiektom o znaczeniu ogólnokrajowym. Pierwszy z nich to Muzeum Mikołaja Reja w Nagłowicach. Odwiedzający, który nie musi się interesować problemami i przepychankami politycznymi, widzi na pierwszy rzut oka, że muzeum jest zaniedbane i niedofinansowane (choć personel bardzo miły i pomocny). Przy bliższym przyjrzeniu się widać, że o Muzeum troszczy się nienajzamożniejsza gmina. Nie wiadomo czy starczy, na ile i do kiedy i stąd zapewne ten stan. Nie wiem zresztą dokłanie ale i wcale nie muszę tego wiedzieć - może jego przyczyny są inne. Wiem natomiast, że tak być nie powinno. To oczywiste, że obiekt o takim znaczeniu powinno objąć opieką i jakimś programem Ministerstwo Kultury, powinno w niego odpowiednio zainwestować i zadbać o rozsądny marketing (bo to jednak trochę dziwne, że w środku sezonu wakacyjnego przez kilka godzin nikt poza nami obiektu nie odwiedził - ani wycieczki ani nikt indywidualnie - na pierwszy rzut oka widać, że coś nie tak).

       Drugi obiekt o znaczeniu ogólnonarodowym jest wręcz zagrożony zniszczeniem i dewastacją - i to od wielu lat. Wszyscy o tym doskonale wiedzą, także od lat i także w Ministerstwie Kultury - i nikt nic nie robi. Chodzi o Muzeum w Wiślicy obejmujące teren wykopalisk oraz Dom Długosza i jego podziemia (Kolegiata znajduje się zaraz obok). Wokół Muzeum odbywały się również nieprawdopodobne przepychanki, przez wiele lat należało do gminy, również bardzo biednej. Efekt był taki, że ostatnie inwestycje w pawilon archeologiczny - skądinąd ciekawie pomyślany - pochodzą z zamierzchłych czasów, w środku natomiast wszystko niszczeje i podchodzi wilgocią. A władze gminy z braku środków po kolei redukowały etaty. W tym roku na szczeblu wojewódzkim podjęto wprawdzie jakieś uchwały, że obiekt ma kiedyś tam przejść pod zarząd województwa. Trudno jednak brać to wszystko na poważnie, skoro głównym owocem tych uchwał było wyrzucenie dotychczasowego kompetentnego i świetnego dyrektora (archeolog rozmiłowany w Ponidziu, doskonały przewodnik i propagator miejscowości i regionu o ogromnej wiedzy) i podmienienie go jakąś - za przeproszeniem - dziumdzią z nadania wójta, która nie ma ani stosownego wykształcenia (nie jest ani historykiem ani archeologiem, nie ma nawet wykształcenia w zakresie menedżerskim, co od biedy mogłoby jeszcze jakoś tam nominację uzasadniać, przynajmniej formalnie) ani nawet żadnego doświadczenia z obiektami muzealnymi. Już samo takie nieodpowiedzialne działanie prowadzi w prostej linii do zniszczenia obiektu, o postępujących szkodach materialnych na substancji nie warto nawet wspominać, bo to jest oczywiste.

       Co jeszcze widzi odwiedzający ten piękny region w okolicy oprócz podupadających muzeów? Widzi zdewastowane zabytkowe a czasem wręcz nawet historyczne dwory i pałace, o które nikt się nie troszczy (oczywiście to wina nie tylko obecnej władzy ale miała ona 8 lat na działanie i naprawdę mogła coś zrobić). I widzi popadające w  ruiny synagogi (w jednej, nieco lepiej zachowanej, jeszcze niedawno handlowano klozetami i zlewozmywakami, nie wiem, co jest teraz ale w końcu przełamię niechęć i to sprawdzę) i zbory ariańskie, podczas gdy władza odżegnuje się z uporem maniaka od "Polski katolickiej" i opowiada nam bajeczki o "tolerancji". Jeszcze trochę w każdym razie a te materialne świadectwa "Polski niekatolickiej" zawalą się całkiem - to też pewne. A gdy odwiedzający chce znaleźć na rynku w Nowym Korczynie dom, w którym podczas marszu w Pierwszej Kadrowej stacjonował Marszałek wraz ze swym sztabem, to nie może go znaleźć, bo nie ma nic - nawet głupiej tabliczki. Na uroczym rynku zrewaloryzowanym z udziałem środków unijnych (na szczęśnie obyło się - wskutek interwencji mieszkańców - bez totalnej wycinki drzew jak np.w Bodzentynie) natychmiast rzuca się natomiast w oczy nowy, doinwestowany szalet publiczny.

       I przy najlepszych chęciach - dopóki takie obiekty jak Nagłowice czy Wiślica nie zostaną objęte jakimś solidnym narodowym programem, dopóki ruiny synagog  i zborów ariańskich nie przestaną straszyć na Ponidziu i dopóki na rynkach historycznych miejscowości szalety publiczne bedą bardziej eksponowane niż miejsca znaczące dla historii, dopóty rację będzie miał Prezydent Duda a nie szacowne Ministerstwo. Szacownemu Ministerstwu można natomiast jedynie życzliwie radzić, aby w miejsce wyjątkowo sprawnego i szybkiego upiększania nieciekawej sytuacji zasiadło raczej z Nowym Prezydentem przy jednym stole i ruszyło głową, jak można zaradzić tym realnym problemom. To tyle w temacie kultury.

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka