Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
4151
BLOG

Książka Rotha - prolog: rzeczowość i zdrowy rozsądek

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 151

       Od godzin popołudniowych mam w rękach książkę, z powodu której (najprawdopodobniej) rozległy się w eterze po raz kolejny "rewelacje" o naciskającym czy pijanym generale i z powodu której znów co bardziej krewcy obserwatorzy polityki wyzywają się od agentury, spiskowców i czego tam jeszcze. Od razu ostrzegam, że nie zamierzam się wdawać w żadne oceny powyższego, nie zamierzam tropić i roztrząsać czy autor lub wydawcy są agenturą a jeżeli są to ewentualnie czyją i w ogóle, które służby i dlaczego za tym stoją (i czy stoją). Po prostu ani tego nie wiem ani nie jestem tego w stanie ocenić (tak jak i większość prowadzących te bezowocne dyskusje) i dlatego uważam podobne rozważania za chybione. Jestem natomiast w stanie przedstawić pierwsze wrażenia po zapoznaniu się ze wstępem do książki (na razie będzie wstęp, potem będę przedstawiać wrażenia sukcesywnie w miarę możliwości) - i to właśnie poniżej Państwu prezentuję.

       Pierwsze wrażenie - oddane w tytule wpisu - to rzeczowość i zdrowy rozsądek. Tak całkiem zwyczajnie a szczególnie w zestawieniu z wrzaskiem i wyrzekaniem wszystkich przestraszonych publikacją. A więc po pierwsze autor nazywa po imieniu szereg spraw, które po latach czy nawet natychmiast uległy jakiemuś dziwnemu zatarciu czy zajazgotaniu. Mowa jest więc o przejęciu kodów natowskich i telefonów komórkowych Ofiar przez Rosję a także o tym, że chodzi o samolot wojskowy. Także o tym, że ś.p.Arkadiusz Protasiuk to doświadczony pilot, który dobrze znał rosyjski. Autor cytuje także na samym początku niewygłoszone przemówienie ś.p.Prezydenta RP. Tak normalnie i konkretnie - bez wartościowania i emocjonalnego komentowania tych faktów. W dalszej części jest także mowa o dziwnych samobójstwach wokół sprawy. 

       Po drugie autor zadaje cały szereg pytań, które czy to od razu po katastrofie czy to w trakcie trwania ponurego spektaklu wokół śledztwa i badania katastrofy zadawali sobie chyba wszyscy. A więc pyta, co by się stało, gdyby do tej katastrofy doszło nie w 2010 tylko 4 lata później i jak zareagowałby na to wówczas świat. Pyta, czy katastrofa była wypadkiem, wypadkową błędów i zaniedbań czy zamachem (u nas pytanie zakazane). Pyta dlaczego tak szybko wiedziano o przyczynach katastrofy i próbowano lansować określoną wersję - kreśli też przy okazji skalę manipulacji medialnych. Pyta dlaczego rządy Polski i Rosji nie dopuszczały możliwości badania katastrofy przez niezależną komisję międzynarodową. A więc - pytania dobrze znane i do dziś aktualne. 

       W dalszej części prologu autor przechodzi do spraw najważniejszych - czyli do całego łańcucha zdarzeń w regionie i do powiązań między tymi zdarzeniami i cofa się do drugiej wojny czeczeńskiej oraz wojny gruzińskiej. Następnymi ogniwami są Smoleńsk, zajęcie Krymu, zestrzelenie malezyjskiego samolotu. Kończy się wszystko - tymczasowo, zastrzega autor - krwawą wojną domową na Ukrainie (choć można mieć wątpliwości, czy określenie "wojna domowa" jest tutaj słuszne). Przy dwóch kluczowych wydarzeniach - a więc zarówno przy smoleńskiej katastrofie jak i przy wojnie domowej na Ukrainie - autor wymienia jako głównego gracza W.Putina wraz z FSB.

       Bardzo interesująca w prologu jest ocena bierności świata zachodniego i jego stanu mentalnego w 2010roku - mowa tu o "wzruszającej" polityce zbliżenia czy partnerstwa strategicznego, kiedy to Putin uchodził za solidnego partnera Europy i USA. Autor dostrzegł bezbłędnie, "Jak polski Prezydent zakłócał sielankowy świat" - i tak właśnie zatytułował ostatnią część prologu. 

       Jedyne, co denerwuje czytelnika czy to polskiego czy to w ogóle dobrze orientującego się w sprawach polskich i niekierującego się przesądami (w rodzaju mohery-oświeceni, itp.) to potrzeba ciągłego usprawiedliwiania się autora - raz, dlaczego zajmuje się tą sprawą, innym znów razem, dlaczego bada sprawę mimo że chodzi o tę a nie inną opcję polityczną (która nie jest autorowi bliska - tym cenniejsze jest oczywiście jego rzeczowe spojrzenie na sprawę). Autor pyta m.in. czy miałby odstąpić od dalszych poszukiwań tylko dlatego, że w Europie Zachodniej i w Rosji uznano nie tylko Lecha Kaczyńskiego ale i większość Ofiar katastrofy za tych, którzy politycznie przeszkadzali z powodu obsesyjnego nastawienia antyputinowskiego. Albo dlatego, że jako siła polityczna narodowo-konserwatywna (tak to jest określane, moim zdaniem nie całkiem ściśle) nie odpowiadali propagowanemu politycznemu ideałowi oświeconego liberalnego społeczeństwa europejskiego. Bardzo dobrze, że Juergen Roth wykazał odwagę i nie odstąpił od badania sprawy. Fatalnie, że poprawność polityczna zaszła tak daleko, że należy się w ten sposób usprawiedliwiać. Z drugiej strony pewną irytację łagodzi świadomość, że w ten sposób na pewno jest łatwiej dotrzeć do przeciętnego zachodniego czytelnika - co tu dużo mówić - bez większego pojęcia o zawiłościach i zaszłościach w naszych okolicach.

       Poza tym prolog - jak widać - zapowiada fascynującą dlaszą lekturę. Dodam jeszcze tylko - gdyby komuś miało przyjść do głowy plucie jadem i wyzywanie - że J.Roth należy w Niemczech do znanych dziennikarzy śledczych. I nie jest uznany za wariata, zdrajcę, szpiona, przestępcę, nienormalnego, kretyna, oszołoma, nawiedzonego, faszystę i innego tym podobnego. Więc lepiej sobie darować.

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka