Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1587
BLOG

Dom biały, dom czerwony

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 45

       W miejscu, w którym podejmowane są najważniejsze decyzje dla świata, zapewne nie wszyscy zastanawiają się nad architekturą i estetyką. A warto, ponieważ Biały Dom to poza tym wszystkim bardzo estetyczny i harmonijny budynek. Formą przypomina nieco warszawski Belweder (jest większy) a w rzeczywistości wydaje się sporo mniejszy niż niż na zdjęciach czy filmach - to zresztą nie tylko moje wrażenie więc zapewne jest to w jakiś sposób uzasadnione nie tylko optycznie ale i psychologicznie.

       W tym roku mieliśmy okazję podziwiać ogromne, kwitnące magnolie (takiej ilości tych wspaniałych drzew w jednym miejscu nie widziałam nigdzie indziej). Ale najbardziej niezwykła wydała się nam atmosfera wokół Białego Domu - po prostu radość, pełna swoboda i luz (zresztą tak samo odbierałam to w czasie pobytu 20 lat temu). Udając się w podobne miejsce raczej oczeukje się pewnej niedostępności, sztywności czy majestatu. Często siedziby rządów czy głów państw są wręcz ponure. Niektóre z tych gmachów to oczywiście obiekty  historyczne, ważne dla losów państw i świata, itp. ale optycznie - nie da się ukryć - często przytłaczające. Natomiast sam Biały Dom i jego otoczenie, jak choćby wspomniany już przepiękny park z magnoliami czy ogromne trawniki (to już prawie łąki) z ławkami dla turystów i spacerowiczów wydają się być przede wszystkim dla ludzi. Pod samo ogrodzenie Białego Domu można podejść i robić stamtąd zdjęcia i tylko z jednej strony (od drogi dojazdowej) widać ochronę. Zresztą jak na taki obiekt jest ona i tak wyjątkowo dyskretna - widać było jedynie jednego funkcjonariusza o bardzo groźnej posturze i równie groźnym wyrazie twarzy. Pojawiał się zawsze, gdy tylko ktoś próbował przechodzić przez jezdnię - wówczas natychmiast spokojnie zwracał uwagę i niesubordynowani turyści wycofywali się tam, gdzie ich miejsce. 

       Poza tym panuje tam pełen luz - turyści z całego świata (tłum przypominający nieco ten z hali lotniska - kobiety w chustach na głowach, Azjaci, piękne Latynoski, czarnoskóre kobiety zamotane w zwoje barwnej materii, Sikhowie w turbanach, masy Europejczyków) przepychają się pod płotem i pstrykają fotki, ludzie siedzą na trawnikach, młodzież śmieje się i pogryza fastfoody a dzieciaki jak zwykle krzyczą i biegają. Dosłownie kilka metrów od miejsca, w którym stoimy, odbywają się konferencje prasowe - czy to wewnątrz Białego Domu czy w ogrodzie. Oczywiście obowiązuje tam protokół ale i tak wszystko jest po prostu normalne - normalne są wnętrza a kolejni Prezydenci USA, urzędnicy czy dziennikarze zachowują się zwyczajnie - właśnie normalnie. Wszystko jest w zwykłym, ludzkim wymiarze.

       I natychmiast przychodzi do głowy pewne skojarzenie: Konferencje prasowe odbywające się w innym miejscu świata - w domu czerwonym. Napuszone i nie z tej ziemi. Najpierw patetyczny głos, niczym z zaświatów, zapowiada nadejście jedynego, najwyższego. Otwierają się powoli złote wrota - już ich sama wielkość i waga przywraca każdego do porządku. "Jesteś niczym", "Jesteś marnym pyłem", "Zmieciemy cię, kiedy nam tylko przyjdzie na to ochota" - ten efekt to dopiero skromna zapowiedź. Gdy wybrzmi preludium akustyczno-optyczne, w ponadwymiarowych, złoconych wrotach pokazuje się nadęty despota mikrego wzrostu. Pozostali zgromadzeni reagują na pana i władcę niczym niewolnicy na wejście faraona.

       I kto wie, może to właśnie w tych subtelnych różnicach stylistycznych tkwi tajemnica postrzegania domu białego i domu czerwonego przez resztę świata. Styl tego pierwszego jest kopiowany i naśladowany dobrowolnie przez miliony ludzi na całym świecie. Nikt ich do tego nie zmusza, nikt ich nie terroryzuje. I bez względu na to czy słuszne jest bezkrytyczne przejmowanie różnych obyczajów czy nie - ludzie na całym świecie po prostu je przejmują. Chcą się uczyć języka używanego w domu białym, chcą ubierać się tak jak tam, chcą tam przyjeżdżać, osiedlać się i pracować. Pragną tam robić kariery. I - co ciekawe - dzieje się tak nawet w państwach, które oficjalnie deklarują wrogość wobec USA oraz panujących tam obyczajów.

       Z domem czerwonym sprawa wygląda jakby dokładnie odwrotnie. To jego lokatorzy od kilku stuleci próbują wciskać się do kolejnych państw, na kolejne tereny. Zwykle z bronią i potężną armią. I mimo tej potęgi  nikt - poza koniunkturalnymi kacykami - nie chciał i nie chce przejmować kultury i stylu bycia domu czerwonego. Nikt nie chce ich kopiować. A im bardziej nikt tego nie chciał, tym większa była i jest presja militarna czy polityczna. Z odwrotnym skutkiem.

        Mimo tych działań i mimo że przyszło tam na świat wielu wybitnych artystów to chyba jedyne mocarstwo, któremu nie udało się wywrzeć jakiegoś większego wpływu na kulturę europejską - nawet sąsiednie narodowości wolały się wzorować czy to na kulturze francuskiej czy to na niemieckiej. Potem tak czy tak przyszła moda na Anglię i na USA. Ten proces trwa dalej, niewiele pomogą sankcje i zwalczanie zachodnich produktów. Bywało już wielokrotnie, że w władze w różnych państwach i w różnych okresach wmawiały społeczeństwom, że dżinsy i coca-cola to wróg - klasowy/religijny/państwowy. Jak wiadomo, niewiele z tego wyszło - dżinsy, hamburgery i Biały Dom okazywały się zwykle po prostu atrakcyjniejsze.
 

 

 

 

 

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości