Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1454
BLOG

Kontakt ze służbami 40 lat temu - kogo to obchodzi?

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 78

        Właściwie miałam w tej sprawie nie pisać niczego, gdyż jakiekolwiek zagłębianie się w nią uważam po prostu za mocno szkodliwe z wielu powodów. Po pierwsze wywołana jest jakaś kolejna, nikomu do niczego niepotrzebna awantura - o tym będzie za chwilę. Po drugie nie zamierzam narażać własnego zdrowia psychicznego i duchowego na szwank zajmując się czymś podobnym, co i innym zresztą też radzę. Już wyjaśniam - a więc jeżeli omawiana publikacja wynika z jakiejś chwilowej niedyspozycji autorów (których zresztą skądinąd dość ceniłam), pielęgnacji własnego ego i tym podobnych, to po prostu nie widzę sensu się tym zajmować a jedyną rozumną i skuteczną reakcją jest po prostu zaprzestanie kupowania podobnej twórczości. Jeżeli ów artykuł w "Do Rzeczy" stanowi natomiast część jakiejś większej całości mającej na celu skłócenie środowisk prawicowych, to tym bardziej nie należy się w to wdawać z przyczyn oczywistych. Jak wspomniałam - jedno i drugie pod każdym względem szkodliwe. Jedynym wyjątkiem jest tutaj obrona profesora i bohatera powstania warszawskiego obrzucanego błotem - w podobnych sytuacjach ludzi po prostu należy bronić. 

       Trudno powiedzieć ostatecznie jakie intencje przyświecały autorom publikacji - tu nie ma żadnej pewności. Pewne jest natomiast, że wywołali po prawej stronie sceny politycznej wyjątkowo paskudną awanturę, której kilka tygodni przed wyborami muszą się chyba dziwić wszyscy. Właściwie sytuacja do pokazania władzy czerwonej kartki jest dość korzystna. Kobiece pogadanki i wystąpienia geostrategiczne nowej Pani Premier jak również skład jej gabinetu wywołują ataki paniki nawet u najwierniejszych członków PO. Nawet ludzie nie bardzo znający się na polityce widzą, że nowy rząd to zbieranina niekompetencji, przyjaciółek, kolesi i wszelkich mocno zużytych twarzy. Zgrzyty pomiędzy frakcjami już nie tylko wiszą w powietrzu ale wręcz zaczynają się materializować. Tak więc trudno sobie wymarzyć lepszą sytuację przed wyborami. 

       Zbliżające się wybory to jedno. Inna sprawa to bardzo nieciekawa sytuacja kraju i destrukcja wielu dziedzin życia gospodarczego i społecznego - skutki wieloletnich rządów koalicji PO-PSL. Do tego dochodzi zagrożenie ze wschodu - to nowa sytuacja, do której Polska po kilkuletnim okłamywaniu społeczeństwa o przyjaźni polsko-rosyjskiej, ociepleniu stosunków i tym podobnych andronach zupełnie nie jest przygotowana. Już nie tylko PiS, który zdaniem wybitnych strategów mainstreamowych zamierzał nas wciągać w jakąś wojnę z Rosją czy Niemcami alarmuje o konkretnych zagrożeniach. O możliwości pojawienia się prowokacji czy wręcz zielonych ludzików mówią już nawet poiltycy obozu rządowego. Tak czy tak wojna toczy się już bardzo niedaleko od granic państwa. W tej wybitnie kryzysowej sytuacji (należy jeszcze uwzględnić problemy na Bliskim Wschodzie oraz kryzysy wszelkiej natury w UE) prowadzenie resortu spraw zagranicznych powierzone jest politykowi partyjnemu nie mającemu o tej dziedzinie zielonego pojęcia - to najdelikatniej mówiąc. O gospodarce nie warto już nawet wspominać - trzeszczy w tylu miejscach a wiara, że akurat premier Kopacz da sobie z tym radę, byłaby raczej infantylna. 

       I pośród tego wszystkiego znani i cenieni w środowiskach prawicowych panowie z równie znanego i opiniotwórczego tygodnika przekierowują uwagę głównie konserwatywnych czytelników na fakt, że sędziwy, emerytowany profesor i bohater powstania warszawskiego - do niedawna zresztą znany jedynie w dość wąskich kręgach -  spotykał się 40 lat temu z panami ze służb. O czymś tam z nimi rozmawiał (bo tak do końca o czym i czy te rozmowy w ogóle miały jakieś konsekwencje dla kogoś czy czegoś nie bardzo wiadomo), niczego nie podpisał ale za to kiedyś napisał jakiś list do Kiszczaka, w którym o coś tam chodziło (prześledziłam te sprawy ale to szczerze mówiąc jakiś kompletny bełkot, bez jakiegokolwiek znaczenia dla losów kogo/czegokolwiek). Przy czym należy wyraźnie zaznaczyć, że profesor Kieżun nie piastuje żadnego państwowego czy publicznego stanowiska, w latach 70-tych nie działał też w opozycji i jest właściwie osobą prywatną, w pewnym sensie już osobą prawie historyczną (uczestnik wydarzeń historycznych - to się chyba tak nazywa). W każdym razie tak czy tak nie podlega żadnym przepisom i obowiązkom lustracyjnym.

       To znaczy - przepraszam bardzo, że zapytam bezpośrednio -dlaczego właściwie mnie czy w ogóle NAS, mających na głowie problemy opisane powyżej - ma w ogóle, na poważnie i z jakiegokolwiek powodu obchodzić, że tego rodzaju osoba napisała 40 lat temu jakiś list  do władz i miała kontakt z kimś z UB? I czy autorzy tej niezdarzonej publikacji wyobrażają sobie, że opublikowanie tego rodzaju wątpliwej wiedzy - no właśnie - umniejszy bohaterstwo Powstańca? Czy może po tej publikacji tego udziału w PW będzie jakby trochę mniej, skurczy się po prostu - no bo przecież były rozmowy z UB czy z wywiadem? A może akcje powstańcze okażą się przez te rozmowy z agentami 30 lat po wojnie nie tak skuteczne? A może wreszcie przez ten list do Kiszczaka czy przez te rozmowy to całe Powstanie Warszawskie okaże się jakieś mniej bohaterskie, niewłaściwe i w ogóle nie takie, jak ten naród sobie ubzdurał? 

      Dosyć tego wariatkowa, od czegoś podobnego należy się trzymać z daleka, ratować swoje zdrowie i samopoczucie i zająć się tym, co istotne (jedyny wyjątek - jak pisałam na początku - można zrobić dla obrony profesora Kieżuna przed tym obłędem czy intryganctwem). A na zakończenie jeszcze dwa pytania dla wszystkich nadmoralistów (ależ ich się ostatnio porobiło - ho, ho): Dlaczego niby mamy się w ogóle zajmować rozmową emerytowanego profesora z oficerem służb specjalnych sprzed 40 lat i rozliczać go z tego, skoro nierozliczone pozostają ZBRODNIE i ZBRODNIARZE, morderstwa i tym podobne z tamtego okresu? I to nawet takie, które w myśl prawa komunistycznego były zbrodniami? 

      A teraz drugie pytanie- zagadka, również ze szczególnym uwzględnieniem wybitnych moralistów naszych czasów. I to z realu wzięta, bo takie sytuacje się zdarzają. A więc są tacy, którzy 40 czy 30 lat temu mieli kontakty ze służbami czy byli w partii ale dzisiaj mówią mądrze i stoją po właściwej stronie (tzn.m.in. - nie popierają skorumpowanych osobników i band w urzędach i instytucjach publicznych, są przeciwko grabieży mienia społecznego, domagają się bezwarunkowego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej i pociągnięcia winnych do odpowiedzialności, wzmocnienia bezpieczeństwa państwa, dywersyfikacji dostaw energii, itp.). A są inni, bardzo "etosowi" 30 lat temu, z piękną kartą z opozycji, itp. a dziś po prostu niezbyt mądrzy i społecznie szkodliwi (np.wyzywają całe grupy współobywateli od chwastów czy bydła, twierdzą, że ciągle rządzi Kaczyński i to on odpowiada za fatalną sytuację kraju, rżą na lotnisku, gdy sprowadzana jest trumna z ciałem ś.p.Prezydenta RP, wmawiają narodowi, że Smoleńsk to była taka zwykła katastrofa spowodowana przez pijanego generała i niedouczonych pilotów, zaprzepaścili - czy to z głupoty czy w pełni świadomie z wyrachowania - sprawę bezpieczeństwa energetycznego państwa, itp.). No i jak? To jest dopiero problem, prawda?

       W każdym razie ja mam tego wariatkowa urządzonego nam przez sfrustrowanych czy też nieodpowiedzialnych (bo tego nie wiem) panów żurnalistów chwilowo dosyć a konkretną odpowiedzią na ten zamęt będzie unikanie pewnych produkcji publicystycznych i książkowych - od zaraz. Nie mówię, że na zawsze ale zanim znów sięgnę po ten czy tamten tytuł, po to czy tamto nazwisko, to najpierw porządnie przypatrzę się, jak się sprawy rozwiną dalej. W każdym razie po dwóch dniach zadymy można powiedzieć nieco więcej. Otóż media dostępne szerszej publiczności (np TV) raczej tematu nie poruszają (w zgodzie z tytułem - bo kogo to obchodzi?), gotuje się zaś na tzw. portalach prawicowych/konserwatywnych. Czyżby więc jednak gra na kolejny podział i skłócenie środowisk prawicowych? 

 

 

 

 

 

 

 

 

      

 

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka