Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1423
BLOG

O naprawianiu i powtarzaniu błędów historycznych

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 41
        Dzisiejsza, 75 rocznica napaści Związku Sowieckiego na Polskę - dzień przełomowy nie tylko dla nas ale i dla całej Europy Srodkowo-Wschodniej - mija znów w atmosferze wrzenia, niepewności i niewiary w umowy i sojusze w regionie. Wtedy, 75 lat temu, wskutek zbrodniczego paktu pomiędzy sowiecką Rosją a hitlerowskimi Niemcami zburzony został dotychczasowy układ sił. Doprowadziło to do tragedii nie tylko Polski ale i dużej części Europy.

        I mimo że jeszcze w trakcie trwania IIwojny światowej ten swoisty sojusz sił zła się rozpadł a Sowieci znaleźli innych sprzymierzeńców, to jedno pozostało: Tam, gdzie Armia Czerwona już weszła, stamtąd szybko nie wyszła. 50 lat jej obecności przyniosło państwom Europy Srodkowej - częściowo zamożnym i dobrze zorganizowanym - ruinę gospodarki, nędzę, brutalne mordowanie elit i niszczenie kultury. Względne zniesienie tego stanu rzeczy mogło nastąpić dopiero po 50 latach wskutek zaistnienia wyjątkowo szczęśliwych i sprzyjających okoliczności. O tym należy bezwzględnie pamiętać także dziś, gdy potęgi zachodnioeuropejskie próbują dogadywać się z moskiewskim tyranem ponad głowami nas wszystkich - środkowych Europejczyków. 

       Jak powszechnie wiadomo, po IIwś mocarstwa zachodnie uznały nowy porządek w regionie, którego aktem założycielskim była agresja sowiecka na II Rzeczpospolitą w ścisłej współpracy z Hitlerem. To moralne draństwo wobec kilkudziesięciu milionów Europejczyków a z punktu widzenia interesów cywilizowanej Europy po prostu błąd, zostały w pewien ograniczony sposób naprawione po '89 roku, kiedy to Polska i kilka innych państw miały szczęście znów znaleźć się po właściwej stronie (do której to strony zresztą od mniej więcej 1000 lat należały, co niestety różnym zachodnim nieukom oraz niektórym zakompleksionym i także niedouczonym jednostkom rodzimym należy ciągle przypominać).

       Ukraina z wielu bardzo różnych powodów tego szczęścia nie miała i płaci teraz bardzo wysoką cenę. Przepychanka wschodnio-zachodnia, tym razem z odgłosami wystrzałów i wybuchów w tle, znów trwa w najlepsze. W tych okolicznościach podpisano wczoraj umowę stowarzyszeniową z UE. Konstrukcja umowy może nieco dziwić, wygląda jakby ktoś próbował grać na zwłokę. Co zdarzy się do ostatecznego wejścia umowy w życie, nie wie dokładnie nikt. Zdarzyć się może na pewno bardzo wiele, być może, że jakieś plany czy uzgodnienia gdzieś już zapadły. Pewności co do dalszych losów Ukrainy i regionu nie może mieć jednak nikt. 

       Ogólnie w mediach panuje z powodu umowy stowarzyszeniowej radość i satysfakcja, co w pewnym sensie jest uzasadnione. Może się ona jednak okazać przedwczesna. Przy okazji ogłaszania i analizowania tej istotnej informacji oraz w powodzi pozostałego jazgotu przemknęła jednak jakby nieco niezauważona a dość ważna wypowiedź Premiera Jaceniuka (za: wyborcza.pl): "Głosowanie nad ratyfikacją jest cywilizacyjnym wyborem Ukrainy. Naprawiamy błędy, których dopuściliśmy się 360 lat temu (zawierając ugodę perejasławską z Rosją). Ukraina to Europa. Pod tą umową stoją podpisy całej Ukrainy (...)".

       To z jednej strony podsumowanie tych 360 lat, które ani dla narodu polskiego ani dla ukraińskiego nie były zbyt łaskawe. Z drugiej to deklaracja na przyszłość. To po ponad 300 latach znów realna możliwość, aby region i narody tworzące niegdyś jedno państwo znów znalazły się po jednej stronie. To także dobry tekst do odrobienia dla drugiego, mniejszego sąsiada Polski, który z upodobaniem wikła się (lub jest wikłany) w potyczki na tle pisowni czy nazw ulic w momencie najmniej do tego odpowiednim. Jedno jest bowiem pewne i udowadnia  to także historia wokół ugody perejasławskiej - integracja zarówno Ukrainy jak i państw bałtyckich z Europą możliwa jest jedynie poprzez dobre stosunki z Polską - innej możliwości, jak by nie kombinować, po prostu nie ma. 

       Niestety nasz region znalazł się ponownie na ostrym zakręcie. Taka jest już jego specyfika (ale też dlatego jest on tak ciekawy i bogaty), że w jego skład wchodzi oprócz Polski i nadszarpniętej walkami i kryzysem Ukrainy jeszcze kilka niewielkich państw. Nad skłócaniem wszystkich ze sobą i wywoływaniem konfliktów czuwa zaś od trzystu lat jedna i ta sama siła, przebudzona ostatnio po chwilowym, lekkim śnie. Nie trzeba dodawać, że w takich warunkach "mówienie jednym głosem" jest mocno utrudnione. W interesie wszystkich jest, żeby jednak do tego zmierzać i w tej chwili odłożyć na bok spory wokół pisowni nazwisk czy banderowskich zbrodni (tego rodzaju sprawy zresztą i tak nie mają szans na pomyślne załatwienie, dopóki będzie przy władzy ekipa mająca to - mówiąc kolokwialnie - gdzieś i głęboko). Obecnie u każdego myślącego w sposób odpowiedzialny i poważny - po jednej i drugiej stronie granic - powinny się przy wywoływaniu i drążeniu podobnych tematów natychmiast zapalać światła ostrzegawcze. Należy się też zastanowić, komu i czemu służą siły sprzeciwiające się związaniu Ukrainy z Europą.

       Nie wszystko zależy oczywiście od nas - akurat nasz region ma bardzo bogate doświadczenia jeśli chodzi o dogadywanie się wielkich ponad mniejszymi. Jest ono jednak tym trudniejsze, im bardziej ci "mniejsi" (także poszczególni obywatele tych państw) są świadomi, jaka gra jest ich kosztem prowadzona i o co w niej chodzi. Jeżeli znów damy się uwikłać w jałowe spory, kłótnie i podgryzania o rynki zbytu i nie zrozumiemy lekcji wynikających z historii, to powtórka z 17 września (niekoniecznie w dosłownej formie) jest dla naszego regionu - niestety - ciągle możliwa. 

 

 

 

 

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura