Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
980
BLOG

Waszyngton - kameralna stolica mocarstwa

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

        Już sama podróż to niezła przygoda. Jedziemy z N.Y. Amtrakiem (Koleje Amerykańskie). Wszystko funkcjonuje trochę inaczej niż u nas. Bramki z kontrolerami biletów stoją już przed wejściem na peron, tłum czeka w ogromnej hali na Penn Station i dopiero po zapowiedzi przez głośnik leci do właściwej bramki (trochę może przypomina to odprawę na lotniskach). Dosłownie leci i rzuca się, ponieważ nie ma miejscówek i kto pierwszy ten lepszy. Zdezorientowało nas to porządnie - nie byłam pewna, jak z tymi miejscami ale niektórzy współpasażerowie natychmiast wyczuli sprawę - "Taaak, Pani jest z Europy, tak, tak, tam jest zupełnie inaczej... Tutaj nie ma numerowanych miejsc, trzeba siadać, gdzie jest wolne". Ktoś inny, zapewne z tzw. "prowincji" (chyba jakiejś porządnej i spokojnej), macha do mnie z rezygnacją i współczuciem ręką - "To Nowy Jork, tutaj tak zawsze". Inni współpasażerowie - starsze, miłe małżeństwo - też kiwają ze zrozumieniem głową i gdzieś w przejściu zagadują mnie, że N.Y to jeden wielki stres i bałagan.

       Gdy w końcu znaleźliśmy miejsca, uspokoiliśmy się trochę i zabraliśmy za nasze fastfoody (po kilku dniach już zupełnie przestawieni na tutejsze zwyczaje kulinarne), pociąg zatrzymał się w Filadelfii. Potem długo nie było nic. W pewnym momencie, mniej więcej w okolicach Baltimore, najwyraźniej zmieniła się strefa klimatyczna. Szarzyznę nagle zastąpiła soczysta zieleń, drapaki i brunatne haszcze ustąpiły kwitnącym, wiosennym krzewom (w N.Y. i okolicach dopiero nieśmiało pączkowały). Wszytko tonęło w ostrym słońcu. Po trzech godzinach z kawałkiem wysiedliśmy na imponującym dworcu Union Station w Waszyngtonie. To ogromny budynek w stylu neoklasycystycznym, niezwykłej urody i elegancji, z wieloma architektonicznymi cytatami ze starożytności. Przestrzeń, przepiękna gra światła i klarowność form a do tego wspaniałe surowce użyte w wyposażeniu wnętrza (marmury, złocenia ale wszystko z harmonią i bez niepotrzebnego przepychu) decydują o wyjątkowości tego obiektu z początku XXwieku. Zresztą w całym centrum Waszyngtonu dominuje podobny styl - gmachy publiczne, siedziby firm i instytucji a także budynki mieszkalne to często stare budownictwo (jest właśnie sporo neoklasycyzmu, są też nowe plomby ale wszystko jest dość dobrze i harmonijnie zakomponowane), bardzo eleganckie w formach, często nawet majestatyczne ale zupełnie nieprzytłaczające i nieszokujące. 

       W Waszyngtonie byłam pierwszy raz 20 lat temu i już wtedy polubiłam to miejsce - niedużą, wręcz kameralną stolicę wielkiego państwa, która jakby pozostaje trochę w cieniu Nowego Jorku. Tym razem miasto przywitało nas trzydziestostopniowym upałem, kwitnącymi drzewami (akurat odbywał się festyn kwitnących wiśni i parady w związku z tym), krzewami i pomniejszą florą. Wywarło to wszystko na nas szczególne wrażenie - przybyliśmy z nowojorskiej szarzyzny i zmarzliny, gdzie chodziliśmy jeszcze w czapkach, szalikach i grubych kurtkach. A że tutejsze ulice są bardzo szerokie a ponadto w mieście znadjuje się mnóstwo placów, placyków, skwerów i terenów zielonych, wrażenia są naprawdę niezapomniane. Jeden z kwiatowych pomysłów, bardzo prosty zresztą, ściągam na przyszły rok do mojego ogródka - to mix białych, żółtych i intensywnie pomarańczowych tulipanów. Szczególne wrażenie robi morze kwitnących magnolii przed Białym Domem. 

        Waszyngton to także miasto wspaniałych muzeów - wprawdzie nie aż tak bardzo znanych jak te z pierwszej muzealnej ligi ale równie wartych zwiedzenia. Ciekawostką jedyną w swoim rodzaju jest Muzeum Szpiegostwa. Mało znany jest też fakt, że w Waszyngtonie znajdują się wspaniałe zbiory malarstwa, w tym m.in. dość pokaźna kolekcja impresjonistów (obejrzałam ją długo i dokładnie 20 lat temu, tym razem byliśmy jednak bardzo krótko i - niestety - trzeba było dokonać brutalnej selekcji, co wyrzucić z programu). Po dwóch dniach pozostał oczywiście niedosyt, ponieważ udało się nam zwiedzić tylko niewielką część.

        Na szczególną uwagę zasługuje Muzeum Historii Amerykańskiej (National Museum of American History) i zatrzymam się przy tym obiekcie nieco dłużej nawiązując przy okazji do naszego życia muzealnego. Przyjrzałam się temu muzeum od strony organizacji, wyposażenia, itp. i natychmiast zadałam sobie pytanie, dlaczego 25 lat od upadku komuny nie dało się zorganizować czegoś podobnego w Polsce. O ile Luwru czy Prado możemy innym jedynie zazdrościć i żadna władza nie jest w stanie stworzyć czegoś podobnego, to muzeum przypominające to waszyngtońskie byłoby do zrealizowania i w naszych warunkach. Potrzebna jest jednak oczywiście dobra wola, sama koncepcja jest natomiast dość prosta. Centralną częścią, jakby osią, jest sala z wyeksponowaną amerykańską flagą (to oryginał flagi z 1812r.; zainspirowany nią autor Francis Scott Key napisał rok później utwórThe Star-Spangled Banner, który od 1931r. jest hymnem USA) oraz z opisem jej historii. Poza tym muzeum przybliża odwiedzającemu poszczególne okresy historyczne poprzez wyeksponowanie przedmiotów codziennego użytku (meble, narzędzia, wyroby ceramiczne, ubiory czy biżuteria znanych projektantów). Ciekawa jest także ekspozycja dotycząca wynalazków technicznych i przemysłowych znaczących dla rozwoju i potęgi państwa. Niektóre, nowsze wątki amerykańskiej historii przedstawione są w odrębnych salach na fotografiach. Mimo że - poza flagą i może jeszcze kilkoma przedmiotami - muzeum nie zawiera wyjątkowo spektakularnych i sławnych eksponatów, jest odwiedzane przez tłumy Amerykanów i cudzoziemców. A nam pozostaje chyba tylko wzdychać do lepszych czasów i modlić się już dziś za władzę, która - miejmy nadzieję - przyjdzie po obecnej (bo przy tej to raczej nie ma co liczyć na cokolwiek), aby ją oświeciło i aby wreszcie zabrała się do porządnej roboty także w dziedzinie kultury.

       Poza konkretnymi obiektami muzealnymi i historycznymi po Waszyngtonie warto się po prostu - o ile ma się nieco czasu - trochę powłóczyć i powdychać jego atmosferę i elegancję. Także mieszkańcy Waszyngtonu zrobili na nas po Nowojorczykach (nie chcę nikogo urazić ale kto zna Manhattan zrozumie, o czym mówię) bardzo sympatyczne wrażenie (i to zarówno czarni i biali). Ludzie tutaj są dużo bardziej kontaktowi i otwarci. Gdy staliśmy na ulicy z rozłożoną mapą, zaraz ktoś do nas podchodził i pytał, czego szukamy i czy może nam jakoś pomóc. W hotelu, w taksówkach czy barach często zagadywano nas i pytano skąd jesteśmy. Ciemnoskórego taksówkarza, który wiózł nas z dworca do hotelu i którego postura najwyraźniej wskazywała na zamiłowanie do dobrego jadła, bardzo zainteresowała polska kuchnia. I tak całą drogę z Union Station do hotelu spędziłam na opowiadaniu o świątecznych pieczeniach, pierogach, piernikach i tym podobnych specyjałach polskiej kuchni. Kto wie, może pojawią się na jakimś waszyngtońskim stole. 

        Nierozwiązanym i chyba odwiecznym problemem Waszyngtonu jest, niestety, spora ilość bezdomnych. Zdarza się, że na niektórych placach czy skwerach - w dzień całkowicie normalnych, nawet ładnych i zadbanych - późnym popołudniem zaczynają się na ławkach gromadzić ci nieszczęśni ludzie ze swoim dobytkiem składającym się zwykle z obszarganych, starych plecaków i wielkich toreb. Dokładnie w ten sposób zapamiętałam to sprzed 20 lat i jak widać niewiele się zmieniło.

       Cóż więcej dodać - piękne i bardzo sympatyczne miasto (choć ze względu na znaczenie polityczne stolicy mocarstwa ta strona jest chyba najmniej znana i podkreślana), do którego należy koniecznie zajrzeć przy okazji pobytu w USA. Nie tylko ze względu na Biały Dom ale o tym będzie w następnej notce.

 

 

 

P.S. Wszystkich, którzy dopiero teraz przyłączają się do czytania moich historyjek napisanych w trakcie i krótko po pobycie w USA i mogą być nieco zdezorientowani magnoliami, tulipanami i wiosenną zielenią, gdy za oknem jesień, już wyjaśniam - to wszystko z połowy kwietnia ale dopiero teraz miałam czas uporządkować i opracować notatki. Robiłam je zresztą głównie w pociągu, w samolocie tudzież w trakcie porannych przechadzek (gdy dawałam się reszcie wycieczki wyspać) w barach lub na ławkach.

 

 

  

 

 

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości