Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1063
BLOG

Kolejka u bram raju

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

       Raj jak to raj - ma być w nim pięknie, obficie i beztrosko. Bez wojen, bez prześladowań i bez nędzy. Podobne wyobrażenia panowały od dawna a im więcej na świecie było wojen, zamieszek i głodu, tym więcej ludzi próbowało się tam dostać. Na krócej, na dłużej, legalnie lub nielegalnie. Tak trwa to do dziś. Droga do raju prowadzi jednak przez wrota, przez które każdy musi przejść i które - co tu dużo mówić - są po prostu paskudne. 

       Stoimy po 10-ciogodzinnym locie w kolejce do kontroli dokumentów na lotnisku JFK ale oczywiście nie ma lekko - każdy musi swoje odstać i odczekać, zanim bramy się przed nim otworzą. Najpierw w wąskim korytarzu przyjezdnych pogania kilka niedużych i krępych kobiet o ostrych głosach. Akcent wskazuje na pochodzenie latynoskie.

- Bissa orrr ESSSTA orrr rrressidend? (Ma być "Visa or ESTA or resident?") - krzyczą skrzekliwie, po czym przekierowują "tutejszych" do jakiejś bardziej luksusowej kolejki zaś wszystkich "nietutejszych" do wielobarwnego i umęczonego tłumu kłębiącego się w  ogromnej hali. Zapowiada się koszmarnie długie stanie. Ustawiamy się grzecznie w tłumie obok wielodzietnych rodzin hinduskich, brodatych mężczyzn z żonami zamotanymi od stóp do głów, sikhów w turbanach, babuszek z postsowieckich republik gdzieś w Azji Srodkowej i wielu innych mniej lub bardziej egzotycznych bytów. Między ostrymi pokrzykiwaniami nadzorczyń kolejki co chwilę do hali wpada zawartość kolejnego samolotu - z Chin, z Afryki czy z innego końca świata. Wszyscy wymęczeni podróżą stają pokornie w kolejce i czekają.

       Mam tego dosyć. Nogi spuchnięte coraz bardziej, w końcu głośno klnę. Coś w rodzaju "Cholera jasna, ruszają się jak socjalistyczne sklepowe, chyba nigdy nie wejdziemy do tego raju:" Dzieciaki patrzą z przestrachem na moje "obciachowe zachowanie". Najwyraźniej mają obawy, że przez moje przeklinanie jeszcze zamkną przed nami wrota i diabli wezmą wymarzoną wycieczkę. Potulnie obiecuję się uspokoić  i znów zaczynam obserwować halę i tłum. Pośród kolejkowego zwątpienia i wściekłości wmawiam sobie, że należy myśleć pozytywnie i wszędzie dostrzegać przynajmniej coś interesującego.

       A więc jest pięknie, raj jest całkowicie demokratyczny. Pomiędzy kobietami zamotanymi od stóp do głów, ciemnoskórymi dzieciakami, Hindusami i czarnoskórymi kobietami w długich, barwnych szatach przemykają się gdzieniegdzie biali przedstawiciele "wyższej cywilizacji". Naburmuszeni panowie z Europy w drogich garniturach i paniutki z torebusiami od L.Vuittona. Albo ten sam gatunek na tak zwanym "luzie", który sprowadza się do przymusu przystrojenia się w koszulkę z logo Tommy Hilfigera lub Lacosty. To lepszy i mocno nadęty podgatunek rasy. Generalnie wokół podobnych osobników na własnym terytorium należy robić duże kółko. Spotyka się ich na lotniskach, w galeriach handlowych czy w dobrych sklepach, czasami przy okazji kontaktów służbowych. Bywa że robią awantury, nieraz tylko nadymają się i krzywią facjaty. Wiecznie przekonani o swej wyższości, skrzywieni i nieprzyjaźni wobec bliźnich. I na co im, biednym, teraz przyszło? Muszą przed tym rajem stać - o zgrozo całkowicie demokratycznie -  pośród wszystkich bytów nie aż tak szlachetnych jak oni sami i w pokorze czekać na swoją kolejkę. Schadenfreude w kolejce do lepszego świata - tacy ważni a też nie mogą nawet podskoczyć. Ale kolejka w tym miejscu tak ma - jest sprawiedliwa i dla wszystkich równa. Swego czasu panowało np. ogromne oburzenie, ponieważ Amerykanie nie chcieli obsługiwać na specjalnych, dogodniejszych warunkach pasażerów Concordów. To był dopiero powód do wyrzekania - tyle bulić za lot a potem stać pokornie i demokratycznie, "jak wszyscy". Krążyło nawet powiedzenie, że czas zaoszczędzony w Concordzie traci się potem w kolejce na nowojorskim lotnisku. I słusznie, niech się ważne bufony też czasami pomęczą. Jak wszyscy.

       Po ponad godzinie dochodzi nasza kolejka. Trzeba mieć pecha - akurat przed nami urzędniczka zamyka okienko i wychodzi. Nie ma się gdzie przenieść - jesteśmy już za jakąś linią a nadzorczynie ostro pilnują, żeby nikt przypadkiem nie polazł tam, gdzie nie potrzeba. Są lotniska na świecie, gdzie rygor jest nie tak surowy ale tutaj lepiej nie żartować. Po pół godzinie kobieta wraca z kawą.

- Cholera, zupełnie jak u nas. Kawki, herbatki w kółko a ludzie stoją - znów nie wytrzymuję. Jestem wściekła, plecy i wszystko boli coraz bardziej a jeszcze przed nami dość długa droga do celu.

- Mamusiu, znów robisz nam obciach! Uspokój się!

       Kontrola mija dość szybko. Na szczęście nie jesteśmy podejrzani. Rzucam jeszcze ostatnie spojrzenie na halę, w której stłoczony jest cały świat - biedny i bogaty, egzotyczny i swojski, radosny i ponury. Ufff! Wrota raju otworzyły się, jesteśmy po drugiej stronie.

 

 

 

Szanowni Państwo - jak zapowiedziałam, wrzucam pierwszy z tekstów, które pisałam w kwietniu tego roku w trakcie wycieczki do USA. Pomiędzy zwiedzaniem szukałam wolnych chwil, żeby na bieżąco spisywać różne wrażenia i obserwacje. Do tego także ograniczam się w tych krótkich historyjkach (może najtrafniejszym określeniem na nie byłyby "Impresje"). Nie będę tutaj umieszczać opisów powszechnie znanych zabytków czy muzeów wychodząc z założenia, że można je znaleźć w wielu innych miejscach. Mimo owych nieco osobliwych i stresujących "wrót raju" podróż bardzo się udała - to naprawdę fascynujący kraj.

 

 

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości